pilnie... spełniał swoje obowiązki i nikogo do zamku nie puszczał. Raz jednak zdarzyło się, że jakiś nędzarz przedostał się za mury. Schwyciły go zaraz straże, zaczęły trząść, szarpać, wymyślać i zarąbałyby niebawem, gdyby na szczęście nie nadarzyła się w tę porę w pobliżu królewna i nie wzięła nieszczęśnika w obronę:
— Co wy chcecie z tym dziadkiem zrobić?!... Dajcie mu pokój! puśćcie biedaka!...Widzicie, jaki on obdarty i chudy!... Puśćcie dziadka, puśćcie!... Ja nie chcę, żebyście go bili! — wołała, tupiąc nóżką.
— To nie dziadek, Królewno, to młody urwis, który niewiadomo poco tu przyszedł... Nawet nie chce powiedzieć, jak się dostał!... No, ruszaj, nicponiu, do strażnicy... Jak dostaniesz ze sto kijów, to ci się gęba rozwiąże! — Znowu pachołcy schwycili nieszczęśnika za kołnierz, ale ten wyrwał się im z niezwykłą siłą, upadł na kolana przed królewną i ręce błagalnie wyciągnął. Nic nie mówił, jeno mruczał i ręką na usta wskazywał.
— Widzicie: on głodny!... Chodź, dziadku, ja cię zaprowadzę lepiej do kuchni. Tam ochmistrzyni może ci da co do jedzenia!... Jasiu, Jasiu!... Dopomóż mi! Tutaj żołnierze chcą dziadka zarąbać za to, że przyszedł z tamtego świata!... — przyzywała królewna brata.
Królewicz Jasio rzucił natychmiast swego drewnianego konika i przybieżał do siostry. Ale do dziadka nie zbliżył się, stanął o kilka kroków i, szeroko otwarszy szafirowe oczęta, przyglądał mu się ze zdziwieniem i wstrętem:
— Jaki on brzydki! Jaką brudną czapę włochatą ma na głowie...
Jedno oko doprawdy ma zaklejone strasznym, czarnym plastrem...
Może tam niema oka, a tylko jest dziura?... I taki pokrzywiony, garbaty!... Ciało czarne jak ziemia wygląda z pod łachmanów!... Jeżeli tam tacy ludzie mieszkają, to ja nie chcę za mury... Tutaj lepiej!
— Ależ, Jasiu, on jest dziadek, on jest biedny, a przecież stamtąd przyjeżdżają i rycerze!... — dowodziła królewna, idąc przodem. Straż prowadziła za nią nieszczęśliwego jeńca. Na ten widok wysko-
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/89
Ta strona została skorygowana.