trzeba się wdawać z błaznami!... Prawda to jest to, co jest prawdziwe!... A wszystko co prawdziwe, to dobre, bo prawda jest cnotą!... — pouczał nauczyciel, margrabia Korek, w tabaczkowym stroju. —
Królewna nie lubiła słuchać ani błazna, ani nauczyciela.
— To takie nudne! Wiesz co, pójdźmy lepiej do tego... ogrodniczka. — Widziałam go, że poszedł z ogrodnikiem gracować aleje... Ach, on ogromnie zajmujący... Tak strasznie brzęczy żelaznemi pętami!... Co, braciszku?... Nieprawda?...
Wzięli się za ręce i cichaczem wymknęli z pałacu. Poczym okolnemi ścieżkami przemknęli się w odległą część ogrodu, która leżała tuż koło strasznych murów i dokąd niewolno im było chodzić. Tu z bijącym sercem, schowani za grubym pniem grabu, spoglądali w głąb zielonej alejowej arkady, gdzie monotonnie brzęczały łańcuchy i rozbrzmiewała cicha tęskna piosenka. Ogrodnika nie było. Niewolnik wodził ostro gracą po zachwaszczonej ścieżynie. Wtym zatrzymał się, rozejrzał, zrzucił na chwilę baranią czapę z głowy, rozprostował ramiona i niespodzianie... odmienił się. Czarne kędziory opadły mu aż na kark, ciało urosło, zmężniało... opuszczona zwykle nad ślepym okiem powieka uniosła się i spojrzenie rozbłysło pogodą!... Rzucił w powietrze głuchy okrzyk, podobny do leśnego wycia!...
Przerażone dzieci prysnęły co tchu ze swej kryjówki ku pałacowi:
— A co: czy nie ciekawe!? Jaki on zajmujący, nieprawda? — pytała królewna.
— Przyjdziemy jeszcze kiedy, Jaśku! Co?... Czy dobrze!?
— Boję się!... Ty słyszałaś, jak on krzyknął!? On napewno nas zobaczył...
— To i cóż: on przecie na łańcuchu!...
— Ależ, siostrzyczko!... Niewolno tego robić!... Nas jeszcze kto zobaczy i powie matce!...
— Będziemy tak robić, żeby nas nie zobaczyli... Masz przecie dobre oczy, możesz się oglądać!...
— Tak, zapewne... ale... tak mi serce bije!... — wzdychał królewicz.
Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/97
Ta strona została skorygowana.