dala. Pani Niłowowa niespokojnie spoglądała na córkę, na męża, na Beniowskiego.
— Staramy się w ten sposób wyćwiczyć w sprawności obrotów przedewszystkiem język i usta, aby zczasem przystąpić do gramatyki. Na szczęście znalazłem niemiecką i francuską u pana Chruszczowa, co wiadomo, jak trudno jest znaleźć w takiej odległości od wszelakiego centrum... Wprost cud!.... Musiałbym z pamięci uczyć, co zawsze o wiele gorzej!...
— Tak, tak!... Grammaire française... — wymówił z trudnością Niłow.
— Uczyć ich takoż należy i układności, i ruchów ciała, żeby łokci nie opierali na stole i nie smarkali się w palce... co sama przestrzegam z wielką pilnością, ale bez skutku!... Może panu srogość ta łatwiej się uda z nimi, jako obcemu... — dodała pani Niłowowa.
— Żeby zaś pan od dziś czasu nie tracił na chodzenie do nas piechotą i mógł nam go jak najwięcej udzielać, proszę przyjąć ode mnie jako przedpłatę... sanki z uprzężą psów oraz poganiacza niewolnika-tubylca na własność.
— Wielmożny pan zapomina, jako sam jestem niewolnikiem i pozbawion praw wszelkiej własności... — odrzekł z głębokim ukłonem Beniowski.
— Kto to mówi? Niech tylko kto piśnie! Ja ci dałem, to wystarcza! — mruknął, czerwieniąc się, Niłow. — Zresztą, jeżeli zasłużysz, przedstawię waćpana do łaskawości Imperatorowej dla
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/101
Ta strona została przepisana.
— 93 —