Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/109

Ta strona została przepisana.




IX.

Odtąd co dnia rano wiózł niewolnik Jędrzej Beniowskiego do forteczki na lekcje. Leciał, jak wicher; usuwali mu się z drogi nietylko krajowcy i mieszczanie, ale nawet kozacy...
— Gna, jakby wiózł jaką osobę!... — mruczeli, spoglądając z zawiścią na syte psy i ładnie rzeźbione sanki.
— Wszyscy go honorują, a w gruncie rzeczy taki sam „rab“, jak ten, co go wiezie...
Ponieważ jednak widzieli, że sam naczelnik odpowiada na ukłony Beniowskiego skinieniem głowy, a komendant wita się z nim nawet za rękę, wszyscy czapkowali mu, a kupcy zabiegali nawet mu drogę, prosząc, aby za wygrane u nich pieniądze kupował dalej u nich.
— Wy, Auguście Samuelowiczu, nie mijajcie sklepu naszego; w razie czego my na pieniądze poczekamy... — wabił go Kazarinow.
— Dzień dobry, Auguście Samuelowiczu! Na lekcje jedziecie!... Tak, tak!... Cenimy wysoce waszą uczoność; sami mamy synów, z których