sta niepostrzeżenie, gdy zajdzie tego potrzeba, ani podtrzymywać potrzebnych stosunków w samem mieście!... W szkole mógłbym zdać na kogo zastępstwo, przybrać pomocników... Nareszcie byłbym wolny od obserwacji osobistej naczelnika!... Tysiące, tysiące jest do tego powodów. A i pieniężnie by to opłaciło się, gdyż od innych dzieci bralibyśmy opłatę... Co?... Jak myślisz, przyjacielu? Jeżeli każde dziecko da pięć rubli...
Obliczał szczegółowo wydatki i dochody, opłatę nauczycieli, światło, opał... Chruszczów wciąż chodził z rękami założonemi za siebie i dumał...
— Tak, tak!... Byłoby dobrze... Ale jak to uczynić? Na taką szkołę potrzebny jest dom, dom porządny, osobny, gdyż ani urzędnik, ani żaden z zamożniejszych kupców do takiej, jak moja naprzyklad, budy dzieci nie pośle...
— Ależ, rozumie się, dom, dom powinien stanąć niedaleko stąd, ale nie w naszej wsi... No, i powinien być ufortyfikowany... na wszelki wypadek!...
Chruszczów aż podskoczył.
— Ufortyfikowany?... Człowieku, czyś zmysły postradał... któż ci to pozwoli?...
Beniowski zmarszczył brwi:
— A jednak on musi stanąć i musi stanąć niedługo...
— Teraz, w zimie?...
— Cóż wielkiego?... Właśnie teraz najlepsza pora, bo cieśle mają czas. A ziemię dla kopania
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/111
Ta strona została przepisana.
— 103 —