Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/13

Ta strona została przepisana.
—   5   —

się, zbliż!... Niech palce moje uchwycą skibkę twego ciepłego ciała!... Jeszcze żyje Oruncza, jeszcze starczy mu siły, aby wyrwać ci z pod miedzianego czoła obmierzłe lodowate oczy i rozdeptać je nogami!... Chodź bliżej, chodź!... Jeżeli śmiesz!... Żyje Oruncza, jeszcze dysze, jeszcze przeklina!... Oby trąd zżarł tobie i potomstwu twemu wnętrzności!... Obyś cały był jako jedna rana, kisząca robactwem, dręczycielu!...
— Co on mówi? — spytał Niłow kozaka-tłumacza.
— Klnie, miłościwy panie!
— Powiedz mu, żeby zamilkł, bo go każę osmagać!
— Milcz, podłe stworzenie, bo Wielki Taju każe cię obić!
— Ha!... Pluję na jego bizuny!... Pluję na niego samego! Oruncza wojownik! Czyż mało mię katowałeś, oprawco!... Rodzie „szajtański“!... Bodaj mór tknął cię wraz z plemieniem twojem!... Bodajeście polegli wszyscy zaraz bez tchu aż po Ciepłe morze!... Bodaj śnieżyca zawiała niegrzebane trupy wasze, waszych dzieci i kobiet, przeklęci roznosiciele niewoli!... Bodaj psy rozwłóczyły po stepie wasze kiszki, jak wilki rozwłóczą jelita rena!
— Co on mówi? — znowu spytał Niłow.
— Grzech powtórzyć, Wasza Wysoka Szłachetność! Lepiej nie słuchać — on szaman, zło-