Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/134

Ta strona została przepisana.
—   126   —

kary, jak tamci, jak rząd!... Tylko strachem, strachem można coś w tym kraju zrobić... Nikt tu nie jest pewny ni życia, ni mienia... Pan pewnie wie, jak mi to niedawno zdradziecko ostatni gąsiorek wódki zabrali?...
I po raz dziesiąty opowiedział Beniowskiemu o wybiegu, użytym przez panią Niłowową.
— Gąsiorek wódki w tym czasie, to błam soboli!... — biadał. — I tak wszystko!... Nikt nie jest pewny ani dnia, ani godziny... Ani żony, ani osła, ani sługi, ani służebnicy...
Z trudem Beniowski uspokoił i wysłał za drzwi rozżalonego „ojca“.
Reszta sprzysiężonych byli to już sami wygnańcy: stary Andrzej Gurcinin, niegdyś szambelan cesarzowej Elżbiety; Magnus Meder z Admiralicji, pułkownik Łobaczow, książę Herakljusz Zadzkoj, Szwed Juljan Brondorp, kapitan gwardji Mikołaj Serebrennikow i Jędrzej Piatnicyn oraz inni — razem z „wolnymi“ ludzi piętnastu.
Kłopotu z nimi miał Beniowski o wiele mniej, gdyż byli już przygotowani odpowiednio przez Chruszczowa, a wielu znał osobiście, ale musiał z każdym zamienić choć parę słów. Mocno więc znużony, rad, że się ceremonja skończyła, chciał wyjść trochę na świeże powietrze i orzeźwić się, gdy drzwi uchyliły się znowu i, zamiast oczekiwanego Chruszczowa z wierną Alajdą, ujrzał zupełnie nieznaną mu postać chudego, wysokiego człowieka z siwemi, obwisłemi wąsami.