sty! — rzekł nagle Beniowski. — Puść nieszczęśnika Orunczę, który, słyszałem, krwią już pluje i zemrze pewnie niedługo, ale broni nie dawaj. Natomiast każ kapitanowi Sybajewowi zebrać na ochotnika partję strzelców w mieście, zaopatrz ich we wszystko ze składów rządowych i poślij, aby ubili te straszydła...
— Ha!? Co!? Co ty bajesz!?
— W ten sposób zaskarbisz sobie wieczną wdzięczność dzikusów — ciągnął dalej Beniowski — wrazisz im w pamięć pojęcie niezwalczonej swojej potęgi, że na przyszłość będą ci nosić jasak bez zakładników i słuchać twoich rozkazów bez przymusu, czego zapewne nie omieszka ocenić w dobroci swej Imperatorowa, skoro jej to odpowiednim raportem, załączonym przy sobolach, opiszesz...
Niłow wstał.
— Sam pojadę! — rzekł stanowczo. — Sam pojadę!...
— O, to będzie zbyt wiele honoru... na jakieś tam niedźwiedzie! To może źle przedstawić władzę Waszą, Panie, w oczach tubylców.
— Ale dlaczegóż podajesz Sybajewa?... Sybajew pijak i awanturnik!
— Właśnie dlatego! Przeznaczono rządcom przezornym wady poddanych zużywać, jako i cnoty innych! — dowodził wnikliwym głosem Beniowski.
Niłow po krótkiem wahaniu zgodził się na wszystko; posłał po sekretarza oraz komendan-
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/150
Ta strona została przepisana.
— 142 —