Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/155

Ta strona została przepisana.




XII.

Matko, niepotrzebnie czekamy: tatuś powiedział, że on ani dziś, ani jutro, ani nawet pojutrze nie przyjdzie, że on wyjechał!... — zawołała Nastazja, wpadając do kuchni, gdzie pani Niłowowa zajęta była wielce poważną naradą z kucharką.
— Kto?... Co?... Kiedy?... Nic nie rozumiem?... Kto wyjechał?...
— Ależ pan Beniowski, mamuchno, pan Beniowski... Wyjechał z kapitanem Sybajewym na te okropne ludożercze niedźwiedzie!... ciągnęła dziewczyna głosem zmienionym.
Matka spojrzała na jej twarz pobladłą, na rozedrgane usta, spoważniała nagle i postąpiła krok ku niej.
— Co ci jest?... Powiedz!
— Nie wiem. Lekcji nie będzie! — szepnęła cichutko i łzy, jak groch, popłynęły z jej szeroko otwartych oczu.
— Bój się Boga, dziewczyno, wielka rzecz!