Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/196

Ta strona została przepisana.
—   188   —

— Najlepiej, najlepiej, ale nie wiem, jak to tam będzie...
— Daj mi, Nikandrze Gawryłowiczu, przepustkę do fortecy na wszelki wypadek... Już późno!...
— Poco ci przepustka! Kogo, ale ciebie puszczą tam o wszelkiej godzinie...
Z trudem wymógł od niego Beniowski przepustkę.
— A wyśpij się dobrze, Auguście Samuelowiczu, i pamiętaj, że to jutro mamy z Kazarinowym ważną batalję... Bal u sekretarza! Inni sobie będą tańczyć, a my tymczasem poskubiemy tych gruboworych handlarzy... Ha, ha!... Dawno już wszyscy do tego tęsknimy! — gadał komendant, wyprowadzając Beniowskiego aż na przydźwierek.
Straż poznała Beniowskiego i, odebrawszy przepustkę, puściła boczną kładką do fortecy, gdyż most ze względu na obecność pod miastem wojowników ankalskich był podniesiony. Jędrzej z saniami odjechał w stronę więzienia, aby przytulić się z psami dla ciepła u jakiego budynku.
Beniowski szybko minął błyskający mdłem światłem odwach, ciemny budynek kancelarji, ciemne korpusy składów, kierując się wprost do domu naczelnika, gdzie w niektórych oknach gorzały jeszcze światła.
Zastukał ostrożnie do drzwi kuchennych. Długo nikt nie odpowiadał, wreszcie dźwierze