Beniowski podniósł głowę, spojrzał bystro w stronę drzwi wewnętrznych, gdzie znikła Mironowna, ale o nic nie pytał.
— Zanocuj pan u nas!... — rzuciła niespodzianie Niłowowa. — Widzę, że pan ranny. Za chwilę przyjdzie Lapin i opatrzy pana... Posłaliśmy po niego...
— A więc ktoś chory jest w domu państwa?
— Tak, trochę... Nastka!... Nic szczególnego... bok ma przebity... Więc zostaje pan? Mironowna zaraz panu przyrządzi posiłek...
— Mam z sobą niewolnika i psy, które czekają pod bramą, noc mroźna... A w wiosce towarzysze...
— Zawsze pan o nich tylko myśli... Oni pana zgubią, zobaczy pan... To hołota, znam ich, a pan inny... Pan się może odznaczyć, wysłużyć... Mąż często to mówi... Zostań! — szepnęła, przystępując zupełnie blisko. — Śpi, pijany... Zostań!...
Milczał i czapkę niespokojnie w rękach obracał.
Pobladła i cofnęła się, gdyż Mironowna ukazała się już na progu.
— Pani kochana, trzeba jednak coś zrobić!... Dziewczyna gorączkuje, opuchlizna idzie coraz wyżej, cały bok i ramię czerwone, gorzeje jak ogień... A ten Lapin nie jedzie!
— Wątpliwa, aby przyjechał... Był też na fecie i widziałem, że się mocno do butelki przykładał... Może gdzie śpi! — zauważył Beniowski.
— A pan, co taki mądrala, czyby pan czasem
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/198
Ta strona została przepisana.
— 190 —