skiemu przysięgę potwierdzić, lecz nawet ją zwiększyć wyrażeniem bezwzględnego zaufania!
— Zgoda!... Niech żyje!... — krzyknęła większość zebranych.
— Przysięgamy popierać cię i karać nieposłusznych wedle twego wskazania!
— Nie użyję tego prawa, gdyż największą karą będą dla nich rychło własne wyrzuty sumienia! — odrzekł Beniowski, spoglądając z żalem na Panowa, który milczący stał w kupce obok Stiepanowa.
— Wyznaję, że straszy mię — rzekł wreszcie Panow z nagłą determinacją — że lękam się twego, Beniowski... nadzwyczajnego wśród wrogów naszych... powodzenia, ale posłusznym ci będę i przyznaję, że dotychczas wszystko mądrze prowadzisz. Przebacz, proszę cię, siostrzeńcowi memu, który zawsze wyróżniał się gorącością uczuć... One go poniosły!...
— Przysiągłem, że albo zginę, albo z tego domu niewoli sam wyjdę i was wywiodę!... — powtórzył z przejęciem Beniowski.
Zbliżył się i rękę Panowa uścisnął, a potem ściskał inne ręce wyciągnięte do siebie. Nie przystąpił jeno do niego Stiepanow, a i Beniowski do niego się nie kwapił i, poglądając po wszystkich, wzrokiem go ominął.
Siedli i radzili już dalej spokojnie nad wniesionemi do dyskursu sprawami.
Co do załogi okrętu Czułosznikowa zaszła rezolucja, aby Sybajew dał jej następującą
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/213
Ta strona została przepisana.
— 205 —