Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/223

Ta strona została przepisana.
—   215   —

każą!... Beniowski jest poprostu człowiekiem genjalnym!...
— Oj, oj!... Byleśmy tylko na tej genjalności źle nie wyszli... Bo że jest dla siebie genjalny, to dobrze widzę... Dokąd jednak nas zawiedzie, zobaczymy. Do tej pory wszystko w swej garści trzyma — i pieniądze, i futra, i zapasy i wpływy!
— Bo wszystko w gruncie rzeczy jego! Patrz, patrz, my tu gadamy, a twoi cieśle nic nie robią! Idź już do nich, a ja muszę do szkoły... Powiadasz, że Sybajew dawno już czeka?
— Już dawno!... I powiedz sam, czy to bezpiecznie przyjmować we dnie tutaj tego opoja ze zbuntowanymi majtkami? Przecież to zaraz się wyda... A wtedy co?...
Panow pokręcił w zakłopotaniu głową, raz jeszcze spojrzał na Korjaków, stukających ospale siekierami, i pośpieszył do uczelni, aby zastąpić w lekcjach Beniowskiego.
— Sybajew dawno już czeka!... szepnął markotnie po francusku.
— Powiedziałem mu, żeby przyszedł wieczorem... Żaden z was nie słucha!... — gniewał się Beniowski. — Co miałem teraz uczynić?... Nie widzisz, że szkoła pełna?
— Posadziłbyś na swoje miejsce... Stiepanowa!
Beniowski przemilczał i odwrócił się ku wyjściu.
W sypialni zastał Sybajewa z dwoma marynarzami z załogi Chołodiłowa; jeden był Trofi-