Chruszczowa, Panowa i Baturina, prosząc ich o zupełną dyskrecję.
— Nawet przed Radę tego nie wniosę, aż upewnię się w powodzeniu i przygotuję grunt! Jasnem jest, że spisek nasz już długo się nie ukryje: zbyt wielu jest wtajemniczonych i zbyt rozmaici są wśród nas ludzie... Trzeba więc główne nasze siły stąd wyprowadzić i oddzielić od miejscowej ludności. W tym celu chcę namówić Niłowa, żeby nam pozwolił założyć kolonję rolniczą na południowym cyplu półwyspu...
— Kolonję rolniczą?... Bajki!... przerwał mu Chruszczow. — Już tu był przed paru laty niejaki Ryżykow, próbował siać jęczmień i żyto, wziął z kancelarji tysiąc rubli zapomogi, wszystko stracił, a zasiewy wyginęły od wczesnych przymrozków, jakie tu są co roku!
— Być może, że takby się i tym razem stało, lecz my przecież siać nie będziemy... Chodzi o to, aby nam pozwolono osiąść gromadnie daleko stąd, na morskiem wybrzeżu... Spróbuję więc przekonać Niłowa, że rolnictwo tu możliwe, a skoro mi się uda, proszę was, żebyście mię w naszej Radzie poparli!
— Najchętniej! — zgodził się Baturin. Plan jest dobry, nie wiem tylko czy wykonalny!
— Plan wyborny... Pozwoliłoby to nam i robić niepostrzeżenie zakupy na drogę, i zbroić się, i w razie czego zbudować nawet sobie tam okręt! — gorączkował się Chruszczow. — Czy aby się uda!? Mocno wątpię!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/248
Ta strona została przepisana.
— 240 —