— Wiozą go!... Przestępcą, powiadają, jest!... A kto zacz — niewiadomo: może sam zatajony dla wszystkich Wielki Książę, a może i Ktoś większy... — szeptali znacząco mężczyźni.
— Czy młody?... — pytały kobiety.
— Ech, wy, sikory!... Zaraz was świerzbi!... Zobaczycie jutro!
— Brodę ma białą do pasa, a nogi jak krab!...
— Gdy jednem okiem patrzy w niebo, drugiem ziemię świdruje albo za sobą widzi!... żartowali.
Kiedy nazajutrz porucznik Norin, wysłany z sześciu kozakami po pocztę i wygnańców, wszedł do więziennej izby na przystani, zauważył odrazu w kupce powstałych na jego przybycie mężczyzn wysmukłego, zgrabnego młodzieńca z czarnym podkręconym wąsem, w przystojne odzianego szaty. Domyślił się, że to ten właśnie, o którym krążyła legenda, i przystąpił doń z pewną nieśmiałością:
— Czy to ty zwiesz się Beniowski?
— Tak, to ja!...
— A ktoś ty?...
Beniowski błysnął oczami i milczał przez chwilę.
— Żołnierz jestem. Niegdyś jenerał, dzisiaj niewolnik!... — odszepnął wreszcie cicho.
Norin cofnął się i wyprostował bezwiednie i już go więcej nie pytał, nawet nie patrzał nań; kazał wszystkim zbierać rzeczy i siadać do łodzi, aby odpłynąć do miasta, do „Bolszija Ostroga“.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 17 —