Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/252

Ta strona została przepisana.
—   244   —

kłosach nie siadał. A dlatego próbę należy robić wielką siłą ludzi, całą kolonją, jak to czyni się i w Europie na ziemiach nowych... Ryżykow obsiewał zapewne małe poletka...
— Obsiewał małe! — przyznał Niłow.
— Widzisz, mężu!... Pan Beniowski ma rację... A coby to był za triumf, gdybyś tu rolnictwo zaprowadził... Jakby się ucieszyła Cesarzowa Pani Nasza Serdeczna! Co? Przecież wciąż pisze w swoich rozkazach, aby troszczyć się o szerzenie na nowych ziemiach sztuki rolniczej.
Niłow powstał wzburzony.
— To prawda!... Już nie wiem jakąby za to dali mi nagrodę! Tyle tysięcy rubli rocznego wydatku skarbowi oszczędzonych, kultura w dzikie kraje wprowadzona!... — gadał, chodząc po komnacie.
Beniowski zamilkł, bojąc się spłoszyć nastrój.
— Pewny wtedy i generalski czyn, i pensja przyzwoita, podwyższenie na urzędzie... Nie do Ochocka, ale do samego Tobolska możeby nas przeniesiono... Zabrałbym wtedy z sobą ciebie, Auguście Samuelowiczu, zabrałbym z sobą na pewno...
Nastazja mimowoli jakoś znalazła się obok Beniowskiego i patrzała na niego takiemi oczyma, że ją matka aż za rękaw szarpnęła.
— Bój się Boga, dziewczyno, ojciec!... — szepnęła, uprowadzając córkę.