Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/254

Ta strona została przepisana.
—   246   —

z towarzyszami. Spory kawał za miastem na drodze spotkał się z Czułosznikowym i Koleskowym, którzy wbrew zwyczajowi szli piechotą przez las. Tknięty niemiłem przeczuciem, obejrzał się za jakim kijem wokoło lub schronieniem. Już go jednak kupcy dostrzegli i zbliżali się, zdwojonym krokiem.
— Właśnie od ciebie wracamy, Auguście Samuelowiczu... — zaczął słodko Czułosznikow. Chcieliśmy prosić cię, abyś zechciał grać w naszem imieniu z przyjezdnymi z Niżnie-Kamczacka kupcami... Wczoraj przyjechali i, nasłyszawszy się o twej w grze doskonałości, płoną ochotą spróbowania się z tobą...
— Bardzo żałuję, ale, zgodnie z umową moją z sekretarzem i komendantem, nie wolno mi grać w niczyjem innem imieniu!...
— Wiedzieliśmy o tem, hultaju, i wcale nie o to nam chodzi! Swoją się tu wiernością zasłaniasz, a co jednocześnie z naszymi ludźmi wyrabiasz?... Podniecasz ich do buntu, podmawiasz do nieposłuszeństwa!... Pomoc im swoją we wszelkiej swawoli obiecujesz!... Mało, żeś nas nieuczciwą grą obrabował, chcesz nas doreszty na mieniu zrujnować!... Co uczyniliśmy ci i dlaczego taką nienawiścią ku nam pałasz?... Ale urwie się twoje tu panowanie!... Nie takich ukrócaliśmy mołojców!... Nie takich!... W dyby pójdziesz, w dyby!... Na łańcuch do ściany, kuną za szyję! Ha, niegodziwcze!... Zaraz chodź z nami do naczelnika a zobaczymy, co mu po-