Beniowski odskoczył od nich jeszcze dwa kroki i zasłonił się ręką. Z przodu lazł na niego z wysoko podniesioną palką rozjuszony, nawpółpijany Koleskow, a z boku podstępnie zachodził Czułosznikow. Beniowski wciąż się cofał, brodząc po kolana w śniegu, aż oparł się plecami o drzewo. Wtedy dopadł go Koleskow i z całego rozmachu uderzył w wyciągniętą rękę; ta zwisła natychmiast, jak obcięta szmata, ale w tejże chwili Beniowski zdążył chwycić drugą ręką za koniec kija Koleskowa i mocno go ku sobie pociągnął; Koleskow potknął się, potoczył i kij wypuścił. Widząc to, Czułosznikow zatrzymał się i pośpieszył kuzynowi z pomocą. Lecz ten już zerwał się na nogi i, wystawiwszy głowę przed siebie jak byk, rzucił się na przeciwnika. Czułosznikow ruszył z drugiej strony i zmogliby na pewno Beniowskiego, gdyby nie zjawił się niespodzianie Sybajew. To walce nadało inny obrót; Czułosznikow uciekł, a za nim podążył, chwiejąc się i potykając, Koleskow; Beniowskiego, pokrwawionego i z boleśnie rozbitą ręką, Sybajew poprowadził do domu. Tam Beniowski, opatrzywszy naprędce zdrapania, i przewiązawszy rękę, przywdział czyste ubranie, kazał zaprząc Jędrzejowi psy i pojechał niezwłocznie wraz z Sybajewym do sekretarza. Opowiedział mu całe zajście, powtórzył oskarżenie Czułosznikowa — rzekomy powód bójki z nim, Beniowskim, wreszcie jego zatarg z własną załogą.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/256
Ta strona została przepisana.
— 248 —