się od państwa i zaprowadziliby swoją republikę... A jakaby ona była, my o tem dobrze wiemy; przychodzili do mnie ci sami ludzie Czułosznikowa, pokazywali kociołek ze strawą: śmierdzi jak padlina i rusza się od robaków... Wszystkichby oni, drapieżnicy, obłupili, jak lipę z łyka... Umiaru nie zna ich chciwość... My z urzędu stoimy, z imienia Imperatorowej, jako obrońcy uciśnionych, jako sprawnicy i stróże praw, bez których człek człeku wilkiem się staje!... Naczelnik wściekł się od tej przemowy; żyły mu na skroniach nabrzmiały, nos posiniał, oczy wyszły z orbit. Gdy przybyły Czułosznikow ujrzał go w takim stanie, padł na kolana.
— A gdzie Koleskow?... Gdzie ten zbój? — pytał wielkim głosem władca.
— Leży chory od ran i krwi upłynięcia...
— I pijaństwa! — wtrącił komendant.
Sprawa została osądzona doraźnie i wyrok wykonany natychmiast: Czułosznikow został skazany na sześć miesięcy robót publicznych, a Koleskow na pięćdziesiąt kijów. Napróżno Beniowski starał się o złagodzenie wyroku, sekretarz pogroził mu palcem:
— Oj, Beniowski, Beniowski! Zbyt wiele ty o sobie trzymasz!... Patrz, żebyś się i ty... nie dostukał!...
— Źle... — przyznał się Beniowski Sybajewowi, gdy w nocy wracali z tego dziwnego sądu.
— Tak!... Będą nas nienawidzić! Ale co było robić?... Jakbyś ty się nie poskarżył, to oni
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/258
Ta strona została przepisana.
— 250 —