a z nim gra nieciekawa... Wyjmij pieniądze zawczasu i połóż! — użalali się kupcy.
Wprawdzie Beniowski zwłóczył i wykręcał się obecnie od gry, lecz długo to trwać nie mogło; sekretarz przy każdej okazji dawał mu poczuć swe niezadowolenie, a komendant nawet groził.
— Ostrzegałem cię!... — wyrzucał Chruszczow Beniowskiemu, gdy ten opowiadał mu te smutne nowiny.
— Nie było innej drogi! Wskaż mi ją, proszę?... Rzeczy płynęły naturalną koleją... A zresztą nie jest jeszcze najgorzej. Cała sztuka, żeby im rzucić teraz inny plan, któryby ich pychę i chciwość podniecił, zajął. Wszystko szło dobrze i gdyby nie ten wypadek z Koleskowym... Ha, cóż robić!... Często zdarzają się nieprzewidziane przygody, do których trzeba się nagle przystosować!... Przywarujemy na jakiś czas, aż ludzie zapomną... Będziemy pocichu gotowali się do wymarszu, szykowali broń i zapasy... A kiedy projekt wsi rolniczej utrwali się i dojrzeje w umysłach urzędników, oni sami dadzą nam zapomogę rządową, — kilka, może kilkanaście tysięcy rubli. Wtedy zakupy i zamówienia łatwo pogodzą kupców z... nami!
— Bez sekretarza i w tej sprawie się nie obejdzie!... Będziesz więc musiał grać i wygrywać!... I tak dookoła historja o „białym byczku“, jedno się za drugie czepia...
— Cóż robić!... Będę grał!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/261
Ta strona została przepisana.
— 253 —