Grał i znowu ograł Kazarinowa i Proskuriakowa na kilka tysięcy rubli; przyczem między tymi dwoma i Czułosznikowym wynikły przykre zatargi, gdyż ostatni przez swe skazanie na karę uważał się za zwolnionego od nieszczęsnej z nimi spółki.
Choć Niłowa w czasie samej gry nie było, sekretarz zaniósł mu natychmiast należną część, co starego wprawiło w doskonały humor.
W przystępie wylania opowiedział nieostrożnie sekretarzowi o propozycji Beniowskiego: założenia osady rolniczej na cyplu Łopatki.
— Ryżykow był głupcem, nieukiem, ale temu człowiekowi wszystko się udaje, wszystko on umie i wszystko wie... Wiadomo, był generałem!... — gadał stary, popijając z kielicha bursztynową nalewkę z maroszki. — Dobra wódka! Muszę ją pochwalić, choć moja! — Niczem ananasówka!... Spróbuj, Sergjuszu Mikołajewiczu, własnego wyrobu mej żony!... zachęcał gościa.
Ten, jakiś chmurny, nie kwapił się.
— Nic mi nie mówił o tym projekcie!... — szepnął wreszcie.
— Ba!... Miał przedtem obejrzeć ze mną okolicę, żeby się ostatecznie przekonać!... Chciał z tobą już na pewniaka!... Co! Szanuje on bardzo twój wielki rozum!... Co!?
— Więc go bierzesz z sobą, Iwanie Piotrowiczu?... A czy to wypada?... Ty go z krajem w ten sposób zapoznasz, o on potem ucieknie!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/262
Ta strona została przepisana.
— 254 —