Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/263

Ta strona została przepisana.
—   255   —

— Głupstwo!... Poco ma uciekać, albo mu tu źle!... Na pewno go ułaskawią w Petersburgu za zasługi już dokonane; gdyby zaś mu się powiodło to, co teraz planuje, wtedy może nawet dostać jaki urząd, naprzykład inspektora rolniczego z pensją i rangą... Zresztą ja go tu nie zostawię!
— To wyjeżdżasz?...
— Staram się o przeniesienie do Ochocka, albo jeszcze dalej na południe, ze względu na... wychowanie dzieci... i moje zdrowie, zniszczone tutejszym klimatem. Rozumie się na wyższą posadę, należy mi się ona z lat wysługi; gdyby zaś udało się z uprawą zboża, pewny jestem, że nie odmówionoby mi nawet Tobolska. A wtedy ty, Sergjuszu Mikołajewiczu, mógłbyś zająć moje miejsce... Nawet na pewno je zajmiesz, bo któż inny...
Sekretarz poruszył się niespokojnie.
— Nie mówmy o tem, Iwanie Piotrowiczu, wcale nie pragniemy się rozstawać z wami i waszą rodziną... Będziecie nam jeszcze długo tu panowali, ku zadowoleniu i szczęściu wszystkich...
— Zacny przyjacielu! Zapewne ciężko się będzie rozstać, służyliśmy tyle lat razem. Koń się przyzwyczaja a cóż dopiero człowiek. Wiesz co, rzuć ty tę swoją... Agafję!
Sekretarz poczerwieniał i, przymrużywszy oko, obejrzał uważnie pod światło nalaną w kieliszek nalewkę.