Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/274

Ta strona została przepisana.
—   266   —

— Ale nie myślcie... że przegram! Poznałem w stolicy swego czasu wszystkie tej gry fortele... Przygotuj, Kazarinow, kabzę!... A może kto jeszcze życzy sobie... do spółki ze mną!?
Na razie nikt się do gry nie kwapił, wszyscy jednak z wielkiem zaciekawieniem obstąpili stolik, gdyż to był pierwszy występ na tem polu Jego Wysokiej Szlachetności. Wyzwany na pierwszy ogień Kazarinow rad nie rad rozstawił drżącą ręką szachy; z początku widać było, że chce przegrać, ale gdy naczelnik go kilkakroć razy zgromił, stary się rozjątrzył, zapalił i... wygrał.
Niłow też się zapalił, podwoił stawki i kielichy...
Goście z coraz większem zainteresowaniem przyglądali się niebezpiecznym zapasom. Aż dobrze po północy wpadł na niewieścią połowę domu Grześ, wołając:
— Mamo, tatuś wszystkie pieniądze przegrał, już kołpak soboli i szubę zastawia!
Pobiegła niezwłocznie pani Niłowowa do świetlicy, a córce i synowi kazała zbierać się do domu, psiarza zawołać z saniami, aby zajeżdżał.
Z wielkim trudem przy pomocy sekretarza i komendanta udało się jej męża z sali wyciągnąć. Kazał Kazarinowi na siebie czekać, bo miał ino do domu po gotówkę pojechać. Stało się jednak inaczej, gdyż, wypiwszy tam parę kruż, podanych przez żonę, niby na drogę, z „obawy aury niezdrowej w czas tak spóźnio-