— A trułeś ludzi dzień temu!... Łżesz i łżesz... Ale my cię zmusimy prawdę wyśpiewać... Sameś pewnie z nim był w zmowie! — syczał sekretarz.
— Tu oto jest ten papier... od trupa!... — bełkotał Kazarinow, wyciągając z zanadrza zmięty papierek.
— Więc przyznajesz się, żeś tych ludzi truł?... — spytał głuchym głosem Niłow, powstając.
— Chciałem uwolnić wszystkich, Bóg świadkiem.
— A co byłoby, gdybyśmy wszyscy zażyli twego cukru? Hę? — zapytała Niłowowa.
— Czurin umarł!... — wtrącił posępnie sekretarz.
— Zgrzeszyłem. Winien jestem, ukarzcie mię!... — bił się kupiec w piersi i robił raz za razem znak krzyża.
— Stąd pewnie idzie wszystko, żeś się chciał w ten sposób od gry wykręcić!... — dorzucił zapalczywie komendant.
— Jakie miałeś zamiary, to się pokaże. Popełniłeś zbrodnię i sądzon będziesz według prawa. Teraz pójdziesz do więzienia! — zawyrokował sekretarz.
— Weźcie go!... Zaraz go bierzcie!... — rozkazał Niłow.
Komendant Czernych z podręcznym kozakiem wyprowadzili płaczącego kupca, a sekretarz podjął z ziemi zmięty papierek, rzucił nań
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/282
Ta strona została przepisana.
— 274 —