Beniowskiego, że zrobił to z zawiści, chciwości i zemsty za przegraną w szachy...
Beniowskiego nawet nie badano. Mimo to był przez cały czas bardzo niespokojny, kazał znieść ładunki i lepsze muszkiety do szkoły, urządził tam stałą wartę z pewniejszych spiskowców i co wieczór zbierał Radę Związkową, aby z nią rozważać bieg wypadków i obmyślać zaradcze środki.
— W razie czego będziemy przebijać się zbrojną ręką do plemienia Ankalów!... — postanowił.
— A co dalej? — spytał Baturin.
— Wrócimy na wiosnę z Kamczadalami i weźmiemy szturmem miasto! Droga nasza przez morze!...
— Z Kamczadalami!?... — powtórzył w zamyśleniu stary pułkownik.
Beniowski spojrzał nań bystro i zmarszczył brwi.
— Więc znajdźcie lepszą radę!
Milczeli.
— Juścić, że nie mamy wyboru, choć przykro iść z dzikusami na rzeź i rabunek swoich! — rzekł Chruszczów. — Ale to są rzeczy odległe. Najważniejszą sprawą jest obecnie, co powiemy, gdy zaczną szukać tego... nieszczęśnika!
— Powiemy, że go niema oddawna, że na jesieni jeszcze wyjechał do Niżniego na zarobki i więcej nie wrócił... — radził Stiepanow, zerkając na Beniowskiego.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/285
Ta strona została przepisana.
— 277 —