— Ach, tak!... Jedziemy!... Zwolna wszystko do zwykłej wracało kolei, ustały jeno wesołe wieczorynki w mieście, gdyż strach obleciał wielu, a smutny los żony i drobnych dzieci Kazarinowa bardzo ciężył miejscowemu kupiectwu.
Zaopiekował się niemi bogaty i wielce szanowany przez wszystkich kupiec Iwan Czornyj, reszta pocichu zbierała składki, aby nieszczęśliwym jaki taki byt zabezpieczyć.
Niłow już prawie o zdarzeniu zapomniał i w godzinach wolnych od zajęć pił i snuł znowu marzenia o ochockiem gubernatorstwie, biorąc zawsze na powiernika Beniowskiego.
Raz Beniowski spróbował ostrożnie wybadać grunt w ciążącej mu mocno sprawie Kazarinowa, ale stary uniósł się gniewem:
— Ty nie wiesz, Beniowski, ten zbrodzień wszystkich nas chciał potruć, owładnąć skarbem, składami futer rządowych i wywieźć to wszystko do Ameryki!... Sam się przyznał...
— Trudno uwierzyć w taką śmiałość... Dowodzi to jednak, iż on jest prostym szaleńcem!
— Nie broń go!... Zresztą sprawa już przesądzona. Powiedz mi lepiej, jak idą przygotowania do twojej agrikultury!?
Beniowski na razie ustąpił, ale wraz z Nastazją w dalszym ciągu starali się wpłynąć przez panią Niłowową na naczelnika, żeby choć od ciężkich robót zwolnił skazańca.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/287
Ta strona została przepisana.
— 279 —