— Precz!... Wziąć ją!... Ja was nauczę... Łeb mu utnę!... Zaraz go tu sprowadzić!... Na pal!...
Daremnie próbował go mitygować przerażony sekretarz:
— Pocóż na pal!?... Może się jeszcze przydać, zdolny człowiek!... Wyślemy go na jakiś czas do Niżniego, żeby przyszedł do przytomności... I po wszystkiem!...
Niłow chodził po komnacie, rozbijając sprzęty nogami.
— Niesłychane!... Żeby do tego doszło!... Co?... Przyjmowałem go w domu, jak człowieka, a on...
— Daj kurze grzędę!... Dawno to wiedziałem, ale to się da naprawić!... Zbyt dobrzy jesteście Iwanie Piotrowiczu!... Nie można popuszczać tym ludziom... Znam ja ich!
— Cóżeś zrobiła, nieszczęsna!... — wymawiała tymczasem córce Niłowowa.
— Już dłużej nie mogłam wytrzymać!... Trzeba z tem skończyć!... Trzeba było raz na zawsze odebrać nadzieję, cień nawet nadziei temu obrzydłemu workowi sadła!...
— Wiem sama. Powoli chciałam przygotować ojca!... Należało czekać, aż przyjdzie ułaskawienie dla Beniowskiego.
— Rok cały, matko, niepodobna!... I tak już chwilami zdaje mi się, że umieram... Niech raz wiem!
— Cóż się dowiesz?... Ojciec wsadzi go do kaźni!
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/291
Ta strona została przepisana.
— 283 —