króla, odsłaniając jednocześnie tym ruchem królowę przeciwnika na atak swej wieży. Królowa została w ten sposób wzięta, a po kilku jeszcze posunięciach partja Nikandra Gawryłowicza przegrana. Długo w nią kozak nie wierzył, przypatrywał się, mrużąc to jedno oko, to drugie, przechylając głowę to na tę, to na tamtą stronę; przestawiał figury, przymierzał, wreszcie ręce ze zdumieniem rozłożył, wzdychając...
— Prawda!... Mat!... Ale doprawdy nie wiem, jak się to stało!... Jakaś w tem sztuka!... To nie może być... to nieczysta sprawa!
— Ha, ha, ha! Nieczysta sprawa?... Dlatego, żeś przegrał?... hę!? Pewnie, że sztuka — sztuka rozumu, kunszt! — śmiał się sekretarz. — Ładny konik! Nie bądź chciwy i łapczywy!... Co!? Zgrabnie!? Pięćset rubelków moje!... Bardzo proszę!... Nóżki na stół!... Ty, Beniowski, zarobiłeś swoje pięćdziesiąt!... Nie bój się, te pięćdziesiąt płacę, ale nie mów nic, bo ci nie wolno! Pamiętaj! Ale wódki i herbaty możesz się napić!... Hej, Agafja, podaj kubek gościowi!...
Klasnął w ręce i zaraz cicho wsunęła się do pokoju piękna blondyna w haftowanym srebrem sarafanie z sznurem korali na białej szyi. Szła z opuszczonemi powiekami i gorący rumieniec zalewał jej twarz w miarę, jak się zbliżała ku mężczyznom. Beniowski dostrzegł zdradzieckie sine piętna na jej czole, wyglądające z pod wysadzanej rubinami opaski. Domyślił się, że ma przed sobą niewolnicę-wygnankę i ukradkiem
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/64
Ta strona została przepisana.
— 56 —