— Beniowski... Beniowski... Beniowski... — czytał chwilę potem Chruszczów... — Jednogłośnie... Ach nie!... Na jednej jest moje nazwisko... To pewnie twoja, hrabio!... Ładniebyś wyglądał pod moją komendą!... — roześmiał się trochę chrypłym śmiechem.
— Przepraszam, towarzysze i bracia!... — znowu podniósł głos Beniowski. — Zanim przyjmę wasz wybór, musimy przyrzec sobie wzajem rzecz następującą: gdyby w przypadku zdrady naczelnik lub jakikolwiek członek towarzystwa dostał się w ręce rządu, zachowa wówczas jak najściślejszy względem sprzysiężenia sekret, a zaś wszyscy uczestnicy związku użyją wszelkich, chociażby z niebezpieczeństwem życia sposobów, iżby więźnia z rąk nieprzyjacielskich uwolnić; gdy zaś ani sztuką, ani otwartą siłą nic nie wskórają, wówczas podadzą mu truciznę lub oręż, aby rządowym wyrokiem przyciśniony jeniec wyznaniem swojem nie zgubił wspólników!...
— To się samo przez się rozumie!... — powiedział Stiepanow, podchodząc i biorąc za rękę Beniowskiego.
Ten przyjął ją trochę chłodno, zajęty własnemi myślami.
— Panowie!... — dodał znowu, podnosząc głowę. — Nie uchylać się od życia społeczności, nie uchylać się od życia, gdyż tam tylko odnajdziemy substancjum dla naszych planów!... Chodzić będziemy wśród ludzi, jak inni, chowając
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/73
Ta strona została przepisana.
— 65 —