dym razie o sekret... Nie mów nikomu... gdyż to mogłoby... — plątał się i śpieszył Stiepanow, rzucając okiem na drogę, po której szedł ku nim podręczny kozak naczelnika okręgu.
Zdrowia życzę ci, Auguście Samuelowiczu!... — zwrócił się kozak do Beniowskiego, salutując po wojskowemu. — Dobrze, że złapałem cię, gdyż Iwan Piotrowicz bardzo cię potrzebuje, kazał cię wszędzie szukać i zaraz przyprowadzić!
— Niech więc wszystko to zostanie między nami!... Dowidzenia, kochany przyjacielu i panie mój, Auguście Samuelowiczu!... — żegnał się nadskakująco Stiepanow z Beniowskim.
Uśmiech ironiczny znowu przewinął się pod wąsem Polaka.
— Owszem, zgadzam się, i wszystko uczynię, żebyś został w mieście na czas naszego obecnego wyjazdu. Życzę ci powodzenia pod wszystkiemi względami.
— Wdzięczny będę ci do grobowej deski...
Rozeszli się.
— Nie wiesz, Tomek, czego to chce ode mnie naczelnik? Co tam takiego pilnego!? — rozpytywał się wesoło Beniowski, idąc z kozakiem przez miasto.
— A nie wiem... Ale chyba tyczy się to wczorajszego waszego przyjścia do fortecy... Straż zaraportowała mu... Głupcy! Niby nie wiedzą, o co chodzi!... Hhi!... Hhi!... — roześmiał się kozak.
W korytarzu czekała nań Nastazja, przypa-
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/100
Ta strona została przepisana.
— 92 —