— Kiedy wrócisz, Auguście Samuelowiczu? Wracaj, miły, jak najprędzej!... Będę niespokojna... Gdy niema cię wpobliżu, nawet wprost gdy do domu tylko odszedłeś, serce moje wciąż ściska trwoga, że coś się stanie, że coś ci zagrozi, że nie zobaczymy się już, że cię porwą, zamordują... Nad twoją jasną głową, wciąż wydaje mi się, że wisi chmura, że padnie grom, który i mnie i ciebie zabije... Cóż dopiero, gdy jesteś daleko! Ach, kiedyż, kiedyż nareszcie będę mogła nie opuszczać cię ani na chwilę? — szeptała Nastazja, zaglądając w twarz Beniowskiemu.
— To chyba będzie niemożliwe do ziszczenia nawet po ślubie, gdyż nie mogę przecie zamknąć pani w mem sercu, jak w więzieniu!
— Co za szkoda!... — westchnęła zabawnie.
Starała się odprowadzić Beniowskiego na ubocze od gromady jego towarzyszy, zajętych szykowaniem psów i sani do dalszej podróży. Szli po rozmiękłych śniegach, po rozoranej płozami drodze ku sinawym rozłogom i ciemnym