się... Gdzież tu porównywać ich losy z tem, co nas czeka w razie niepowodzenia!...
— Pocóż mówić zaraz o niepowodzeniu... Chciałbym jeno uniknąć niepotrzebnego, jak ci mówiłem...
— Nie, przyjacielu, właśnie o to chodzi!... Niepokoi mię nie to, że zmienisz swoją główną decyzję; nie wątpię, że jej nie zmienisz, lecz straciłeś swobodę wyboru najlepszych... najodpowiedniejszych środków wykonawczych... Zgodzisz się przecie, że tak! Nie dziw się więc, że pragnęlibyśmy, aby ci dawna jasność i twardość postanowień wróciła...
— Może i masz rację, może i masz rację... Człowiek jestem!... — szepnął Beniowski, trąc czoło.
Chruszczow powstał, zbliżył się do niego, objął wpół i tak chodzili długo razem w milczeniu.
— Zostaw mię już, przyjacielu! Dziękuję! Stanie się, jak się stać musi! — szepnął wreszcie Beniowski, wysuwając się z ramion towarzysza.
Ten spojrzał nań miłośnie błękitnemi oczyma, raz jeszcze uścisnął serdecznie i wyszedł.