Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/136

Ta strona została przepisana.
—   128   —

warzyszyć sobie!... — zwrócił się do niego chłodno Stiepanow.
Zsunęły się sobole brwi Beniowskiego, lecz wyrównały prędzej, nim zdążył zauważyć to Stiepanow.
— Cóż!... Chodźmy!... Jędrzeju, pojedziesz za nami!
Milczeli, idąc obok siebie czas jakiś; Stiepanow rzucał chmurne spojrzenia na stężałą w pozornym spokoju twarz Beniowskiego. Ten nie śpieszył się pytać.
— Nie mogę znosić dłużej tego stanu. Muszę z tobą pomówić otwarcie — zaczął wreszcie z lekkiem zająknięciem Stiepanow. — Powiedz mi szczerze z ręką na sercu, co to wszystko znaczy: niby to ustąpiłeś mi Nastazję, a tymczasem ona odprowadza cię... i wszyscy mówią o waszem weselu, które ma odbyć się, skoro tylko zbudowany zostanie wasz dom! Ten dom ma stanąć nawet nie w osadzie, dokąd chcesz nas wszystkich wyprawić, a tu blisko pod miastem... Co to za nowa gra?
— Nic o tem nie wiem!... — odpowiedział z nieudanem zdumieniem Beniowski.
— A jednak ja sam widziałem budowlę; setki robotników pracują z wielkim pośpiechem... Umyślnie chodziłem sprawdzać... Zresztą mniejsza o to. To mogą być dalsze projekty jej matki, które skończą się z waszą... z naszą ucieczką! Gorzej, że dziewczyna zupełnie się zmieniła po powrocie z tej przejażdżki do Nihilowej... Trak-