— Robiłem to i obiecuję na przyszłość. Ale afekt niewieści takiemi często dziwnemi chodzi drogami...
— Ty wszystko możesz, wszystko, co zechcesz... Jesteś najzręczniejszy, najrozumniejszy z ludzi, jakich znam... Zechciej jeno, a stanie się... Nie wątpię!...
Przykry uśmiech przewinął się po ustach Beniowskiego.
— Są granice, poza któremi żadna zręczność nie działa... Niepodobna się podobać za kogo innego... Sam się staraj, wysilaj wolę, zaostrzaj dowcip, zabiegaj... Stałość i gorącość uczucia często zwycięża kobiety...
— Gdybym choć miał czas. Ale ucieczka nasza już tak niedaleka... Jeżeli zostanę, cała mściwość rządu spadnie na mnie; wtrącą mię do min, może nawet na śmierć haniebną skażą; umrę pod batem i od katuszy. Nikt nie uwierzy, że, żyjąc z wami tak blisko, nie wiedziałem o waszych zamiarach... Jeżeli zaś ucieknę, stracę ją na wieki... Nie mogę myśleć o tem... Chyba, że pozwolisz ją zabrać?...
— O ile zgodzi się dobrowolnie, owszem...
— A jeżeli się nie zgodzi?
Beniowski milczał przez chwilę.
— Wiesz, że postanowiliśmy... nie używać... żadnego gwałtu! — odrzekł, cedząc wyrazy.
— Zgodziłeś się jednak, żeby Kuzniecow porwał Agafję...
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/138
Ta strona została przepisana.
— 130 —