Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/149

Ta strona została przepisana.
—   141   —

wałę z potężnych bali i gładką posadzkę komnaty.
— Zaiste pańska siedziba! — wyrzekł sekretarz, rozglądając się wokoło.
— To dla ciebie, Auguście Samuelowiczu, godny zięciu nasz i synu, szykujemy gniazdko!... — zwróciła się uroczyście do Beniowskiego Niłowowa. — Abyś nie potrzebował oddalać się zbytnio od nas do tej twojej na Łopatce kolonji i nie potrzebował odkładać ślubu i wesela, aż do czasu pobudowania się tam, co przeciągnęłoby się Bóg wie jak długo, postanowiliśmy ten ci tu dom wybudować własnym kosztem, a wesele i przenosiny chcemy sprawić zaraz po Wielkiej Nocy...
— Wybornie!... — zahuczały liczne głosy.
— Do kolonji będziesz mógł dojeżdżać... Zresztą będzie ona wciąż potrzebowała twego przedstawicielstwa w mieście. Prócz tego staramy się dla ciebie o miejsce naczelnika całej policji okręgowej. Będziesz mógł mieć tutaj swoją kancelarję. Miejsca dosyć!... — dowodził Niłow, obwodząc ręką ściany domu.
— Ale w takim razie pocóż, Iwanie Piotrowiczu, stawiacie ten budynek na własny koszt... Przecież to będzie gmach na użytek rządowy... Czy nie prawda, Sergjuszu Mikołajewiczu? zwrócił się słodko komendant do Nowosiłowa.
— Juściż!... — mruczał ten. — Będą stąd rządzić a więc gmach rządowy!... Zgoda, zgoda! Będzie można jeździć tu na pohulanki! Ho, ho!...