— Krzyczał tu jeden: „słowo i dzieło!...“, a ci nie chcą go wydać!...
— Wiadomo zdradę knują!... Hej, otwieraj!
— Co zważać na nich!... Napieraj, napieraj... Siekierą wal!... Z dołu podważaj!...
Zahuczały ponownie drzwi pod uderzeniami żołnierskich butów i żelaza.
— Nie ważcie się wchodzić!... Będziemy strzelać!... Mamy swoją własną władzę nad sobą nie was...
— Ho, ho!... Zdrajcy i złodzieje!... Wydajcie zaraz tego, co krzyczał słowo carskie!... Jak łże, to sam odpowie, a może takie powie o was zeznanie, że ducha tu waszego wkrótce nie zostanie!... Dawajcie dokazczyka zaraz, a to odpowiecie za opór!... — dowodził stojący na przedzie podoficer.
Z trudem przecisnął się ku niemu Beniowski przez zbity, wzburzony tłum.
— Czy umiesz czytać?... — spytał go.
— Umiem! Albo co?
— Przeczytaj ten papier, zabierz swoich ludzi i wynoś się zaraz. Jak śmiecie wyrabiać tu takie burdy?...
— Dokazczyka ukrywają... Wołał „słowo i dzieło“ do naszego żołnierza, który tędy przechodził... Mówił, że ma tajemnicę carską do wyjawienia, żeby go więc ratować z rąk waszych, panie Beniowski, że go zamordować kazaliście!... My musieliśmy go usłuchać!... Taki jest ukaz carski... Brać zaraz do urzędu tego, co obiecuje
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/158
Ta strona została przepisana.
— 150 —