nę Beniowskiego. — Azali wiadomo wam, dokąd was on prowadzi i czem się to skończy?... Azali nie on sam dotychczas miał korzyści z naszych trudów, pracy, niepokojów i niebezpieczeństwa!?... Spojrzyjcie na niego: w atłasy i sobole odzian, a wy czyż nie nosicie po dawnemu siermięgi podartej oraz skórzanej odzieży!?... Żyje z gnębicielami naszymi za pan brat... i czy wiadomo komu o czem mówi z nimi w głębokie noce przy kieliszku?... Może on dawno wszystkich nas sprzedał i stara się nas zebrać w onej kolonji poto ino, iżby żaden z nas stamtąd nie uszedł i nie stał się powszechności mścicielem?... Co, czy kto z was poręczy, czy nie tak?... I ciebie, wuju, widzę wśród sędziów moich!... — zwrócił się do Panowa — a czy nie dalej jak wczoraj nie przyznawałeś sam, że podejrzane jest zachowanie się tego tu niesłychanego kłamcy i zagranicznego intryganta?... Bo zaiste, jaki ma powód starać się i narażać po tysiąc razy na własną zgubę, aby ocalić nas, biedną hołotę, obcą mu mową, językiem, obyczajem, przeszłością!... Zapytajcie go, niech powie!? Przecież nie na tyle miłuje nas, aby obecne swoje położenie, swoje wpływy, swoje zdobyte przez nas bogactwo, swoje nadzieje na urzędy i zaszczyty, zamienić na niepewny los buntownika i zbiega, oddać się na łaskę burzliwych mórz, nieznanych przygód w nędznej łupinie tutejszej bajdary... Czego mu brak?... Już teraz włada całym krajem, jak prawdziwy jego naczelnik, urzędnicy
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/166
Ta strona została przepisana.
— 158 —