Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/169

Ta strona została przepisana.
—   161   —

— Tak, tak... Śmierć zdrajcy! — zahuczał tłum.
— Co się tego tyczy, to pozwólcie niech zdecyduje Rada. Zbyt jesteście wzburzeni, aby rzecz tak ważną jak śmierć niedawnego waszego przywódcy spokojnie rozważyć. Pozwólcie więc, że rozważymy to my, wybrani przez was, w cichości, tu w sąsiedniej komnacie, i rezolucję wyniesiemy wam niezwłocznie. Wy zaś tymczasem rozejdźcie się do domów i znieście tutaj natychmiast wszelką broń, jaką macie, i wszystko główniejsze, co kazano wam przygotować do drogi... Albowiem chwila stanowcza może już jest bliska! Odprowadźcie więźnia do lochu!... — zwrócił się do straży.
— Słuchaj, Beniowski, słuchaj!... Nie wiedziałem, że jesteś żonaty... Daruj!... Dlaczegoś mi przedtem tego nie powiedział?... Jakże żałuję... Teraz rozumiem wszystko!... Jakże inaczej potoczyłyby się wypadki... — zagadał rwącym się głosem Stiepanow, ale Beniowski skinął i więźnia wyprowadzono.
Cała Rada, za wyjątkiem Panowa, zebrała się w szkolnej świetlicy.
— Cóż poczniemy? — zagaił Beniowski obrady po chwili milczenia. — Z wielu względów chciałbym uniknąć stracenia Stiepanowa.
— Tym razem nie uda się. Wina jego jest zbyt widoczna!... — westchnął Chruszczów.
— Wtedy chodziło głównie o ciebie, Beniowski, mogłeś mu przebaczyć lub nie, obecnie prze-