Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/173

Ta strona została przepisana.
—   165   —

— Ale ostatni twój występek przeszedł wszelką miarę i Rada skazuje cię na śmierć!
— Na śmierć... — powtórzył Stiepanow. — Na śmierć!... A ja myślałem właśnie, że teraz, kiedy wiem...
Pobladł, zachwiał się i pochylił na ręce Panowa.
— Tchórzu nikczemny!... — gromił go ten, ale widząc, że Stiepanow leży bezwładny, zawołał przejmującym głosem:
— Umiera!... Serce pękło!... Umarł!...
Przypadł Meder i zaczął trzeźwić omdlałego octem i „amonjacką“ solą. Wśród zebranych powstał ruch.
— Czego go trzeźwicie? Niech ginie pies podły!
— Oho! Dlaczegóż to tak poprostu!
— Musi wysłuchać wyroku do końca!...
— Niech mu wszystko wyczytają, co zrobił, niech wie! — ozwały się głosy.
Chruszczow szybko pisał wyrok na rogu stołu. Meder podsunął skazańcowi przygotowany kubek. Gdy nieszczęśnik otworzył oczy i ujrzał go przed sobą, znowu zmysły postradał.
— Gachu przeklęty, co masz odwagę zadzierać jeno białogłowskie spódnice!... — zasyczał Panow, chyląc się nad nim z obnażonym sztyletem. Beniowski schwycił go za rękę.
— Co robisz, Pawle, zastanów się!
— Idź precz!... Mam prawo żądać, żeby choć