Z niemałym zachodem udało się Beniowskiemu uchronić Stiepanowa od gniewu naczelnika i naczelnikowej. Iwan Piotrowicz koniecznie chciał winowajcę wysłać do odległych ułusów i odroczył to jedynie na usilne prośby Beniowskiego do czasu wyzdrowienia przestępcy. Siedział więc Stiepanow pod silnym nadzorem w mieszkaniu Panowa, nosa stamtąd nie śmiejąc wychylić.
Tymczasem wiosna zbliżała się w szybkiem tempie. Pod ciepłemi promieniami słonecznemi, pod wilgotnem tchnieniem południowych wiatrów rwał się i nikł w oczach prawie gruby pokrowiec śniegów na ziemi. Schły i kruszyły się wyłaniające z pod nich wojłoki zeszłorocznych traw, zielona ruń wytryskała z czarnoziemu często tuż obok topniejących strzępów lodowych. Pączki drzew, nalane pachnącemi sokami, cicho otwierały swe łuski pod pieszczotą złotych promieni. Na haliznach gliniastych, wygrzanych, na południowych wystawach pagórków zakwitły