Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/187

Ta strona została przepisana.
—   179   —

Ale związałem się tu z pewną... panienką, której losy ode mnie zupełnie obecnie zależą, gdyż zaufała mi całkowicie. Co więc czynić!? Co czynić!... Chyba, że pan ulituje się i weźmie mię do swej kolonji, gdzie ukryję się do czasu, aż w razie powodzenia uzyska pan powszechne dla wszystkich osadników wszelakich win przebaczenie. Albo porwę dziewczynę i ucieknę z nią... na wyspy Aleuckie, albo jeszcze gdzie dalej!
— Powoli, powoli, Wasyli Grzegorzewiczu!... Niema co jeszcze tak rozpaczać!... — pocieszał go Beniowski. — Przedewszystkiem jeszcze na was nie wydano wyroku, nawet mało kto wie o waszej sprawie. Należy więc to wszystko jak najdłużej, w jak najgłębszej zachować tajemnicy. Dlatego nietylko pan nie powinien składać komendy statku, ale owszem szykować wszystko tak, jakbyś miał zamiar z pierwszymi zaraz lodami wyruszyć. O wszystkiem, co się stanie, staraj się mnie natychmiast zawiadomić, a ja ze swej strony wybadam u naczelnika kraju wszystko, co się da o pańskiej sprawie i względnie do tego naradzimy się co robić. Być może, że się tu na miejscu uda całej sprawie łeb ukręcić!...
W miarę jak Beniowski mówił, Czurin nabierał otuchy, patrzał na wygnańca wniebowziętemi oczyma, mrugał zaczerwienionemi powiekami i nawet się uśmiechał.
— Skoro pan weźmiesz się do tego, to rozumie się... Już czuję się zbawion. Wdzięczność