Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/188

Ta strona została przepisana.
—   180   —

moja niewolnikiem mię uczyni pana po wsze czasy. A teraz już muszę odejść, gdyż czekają na mnie!
Gdy po uniżonem pożegnaniu wyszedł do sionki, Beniowski zawołał nań nagle od proga:
— Panie Czurin, wróć pan na chwileczkę!...
Marynarz zatrzymał się z błyskiem nowego strachu w oczach.
— Widzi pan — zaczął Beniowski, wychodząc za nim. — Zapomniałem zupełnie, że pan może być obecnie w kłopotach pieniężnych. Ponieważ bardzo nam chodzi o załatwienie tanio i dobrze naszych zakupów w Ochocku, więc może jako zadatek weźmie pan... pięćset rubli. Pewnie wyprawę musi pan narzeczonej na drogę kupić... Mało białogłowa na statku znajdzie odpowiednich dla siebie rzeczy i wygód!
Podał gościowi sakiewkę brzęczącą złotem. Ten zdumiony długo patrzał na nią z nieufnością, poczem nagle pochylił się i pocałował w ramię Beniowskiego.
— Pan... pan... nietylko szlachetny... pan... dobry!... Nie zapomnę... Istotnie w wielkim jestem kłopocie!
Rozstali się, mocno uścisnąwszy sobie dłonie.
Zaledwie sanki Czurina znikły za zakrętem drogi, już wpadli do Beniowskiego spiskowcy, czekający u Chruszczowa na rozwiązanie tak ważnej sprawy. Beniowski jednak nie kwapił się wtajemniczać ich we wszystkie szczegóły, ogra-