Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/194

Ta strona została przepisana.
—   186   —

więc Beniowski natychmiast jednemu ze spiskowych, Salmonowi, przysposobić ich dwadzieścia i wysłać niezwłocznie do Czekawki, pod pozorem, że będą potrzebne do warzenia soli w nowej osadzie.
Właśnie był zajęty wyjaśnianiem szczegółów swego rozkazu, gdy wszedł do izby Grześ i wręczył mu liścik od Nastazji.
— Co się stało?... Czy wszyscy aby zdrowi!? — zapytał troskliwie Beniowski.
— Nic się nie stało i wszyscy zdrowi! — odrzekł z uśmiechem chłopak. — Ale Nastka lubi pisywać!... Nie to, co ja. Lepiej, gdyby to ją posłano do kadetów!... Doprawdy...
— Idź już, idź do szkoły!... Spóźniłeś się. Pan Chruszczów już dawno zaczął lekcję!...
— A ja właśnie chciałem prosić, żeby mię pan dziś uwolnił, bo zmówiłem się z Kieszką Rybnikowym, żeby pójść na gęsi na Ilimski cypel... — wybąkał nieśmiało.
— Hm!... A no, puszczę cię tym razem, skoroś obiecał, ale... mówiono mi, że wogóle mało w tych czasach uczęszczasz do szkoły! Co?
— Ojciec pozwolił!... Przylot ptactwa niedługo się skończy... Wtedy znowu...
— Wtedy pojedziesz do Ochocka!
— Tak, tak!... Wtedy pojadę do Ochocka! — westchnął chłopak.
Gdy chłopak odszedł, Beniowski rozdarł natychmiast trzymaną w ręku kopertę.
„Bądź o godzinie trzeciej po południu w do-