— Słuchaj, Nastazjo, zniknę niedługo jak zły sen z twego życia... Młoda jesteś, przebolejesz, zapomnisz... Trafisz na godnego siebie młodzieńca... I wśród was są ludzie szlachetni, kryjący się w cieniu... Nie wątpię, że już nie poślubisz tyrana... lecz... możesz jeszcze być szczęśliwa!...
Dziewczyna usiadła na ławie i spojrzała nań z dołu smutnemi nad wyraz oczyma.
— Nie!... — odrzekła, wstrząsając głową. — To się nie stanie!... Ale ty się nie bój!... Nie wydam was... Rozumiem was... Skoro mnie samej cięży to wszystko, co widzę dokoła, jakże wam, bezwolnym, ciężyć musi!... Nawet twą... nienawiść... Maurycy... rozumiem... Tylko my... my przecież... zdaje się... inni...
— Ależ tak, osobiście doświadczyłem od was tylko życzliwości i wierzaj mi, że używałem i użyję wszelkich sposobów, aby rodzinie twej jak najmniej stało się z naszego powodu krzywdy... Zważ jednak, czy mogłem zrzec się własnej wolności i uwolnienia tylu nieszczęśliwych za cenę swego osobistego powodzenia... W dodatku należy ci wiedzieć, że powodzenie to niezmiernie kruche; pomijając, że opiera się jedynie na życzliwości i zaufaniu ku mnie twego ojca, co może zmienić się łatwo z byle powodu, lub zostać zniszczone przez intrygi nienawidzących jego i mnie urzędników, pomijając to, łacno może wypłynąć jakikolwiek ze sposobów już uczynionych przeze mnie wielokrotnie dawniej
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/205
Ta strona została przepisana.
— 197 —