czyć uwięzionemu obsługująca go stara Kamczadalka. Jutro należało czekać odpowiedzi...
— A tymczasem, niech wuj radzi, co i jak!?...
Musiała Agafja wyjść nareszcie ze swego ukrycia, udać się do kuchni i gotować poncz, więc straciła koniec rozmowy. Coś niecoś jeszcze słyszała, przemykając się z naczyniami przez pokój, ale sekretarz rychło zrobił jej uwagę, że zbyt często do komnaty wchodzi, następnie co raz drzwi do korytarza otwierał i o mało jej na podsłuchiwaniu nie przyłapał. Zdążyła jednak wyrozumieć, że chodzi o jakieś zabójstwo z rozkazu Beniowskiego. Liczono, że go na niem przyłapią.
— Już ja to wszystko wyśledzę, jak Boga kocham... — gorączkował się rozgrzany napojem Izmaiłow. — Niech mi wuj wierzy... Już ja mu przystawię stołka...
— Ba, żebyś tylko nie przystawił go nam!... To sprawa mocno poplątana, wydaje mi się ponad twój rozum i ty już lepiej nic beze mnie nie poczynaj!... Trzeba i z nieszczęścia umieć swe szczęście wyciskać!... Czem się to skończy, jeszcze nie wiadomo!... Być może, że trzeba będzie wziąć się do samego Niłowa i że wszystkiem ja tu wkrótce rządzić będę... Więc mię musisz teraz słuchać...
— Ale wtedy nie zapomnijcie, wujaszku, i o mnie!...
— To się wie!... Ale teraz ani pary z ust!... Zanocujesz u mnie, a rano weźmiesz kozaka,
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/216
Ta strona została przepisana.
— 208 —