Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/266

Ta strona została przepisana.
—   258   —

podejrzany ruch u armat, kazał więc pocichu swoim położyć się co prędzej i strzelać, leżąc.
W tejże chwili ryknął spiż, zaświegotały górą po gałęziach kartacze, a wśród czerwonego blasku i dymu wygnańcy spostrzegli tuż przed sobą paszcze dział wśród kolumny żołnierzy na dwie strony rozstąpionej.
Niezwłocznie puścili w nią swe kule raz za razem i rzucili się z krzykiem wielkim do ataku; z boku Winblath podtrzymał ich strzałami do swego leżącego na ziemi nieprzyjaciela. Zmieszani żołnierze, uważając się za otoczonych, pierzchnęli w stronę przeciwną w las, zostawiając bez osłony armaty. Beniowski w okamgnieniu opanował je, zwrócił na oddział przyczajony nad rowem pod strażą Winblatha i poczęstował go z flanku kartaczami. Niewiele pewnie wyrządził nieprzyjacielowi w ciemnościach szkody, lecz tak go przeraził, że chyłkiem rozpełzli się natychmiast i pośpieszyli wślad swych towarzyszy. Beniowski kazał zabrać rannym i zabitym muszkiety oraz ładownice, zebrał wszystkie oddziały razem i, tocząc przed sobą armaty, pomaszerował ku bolszerieckiej fortecy.
Powodzenie i obecność dział wielce dodały ducha rebeljantom. Jedynie Chruszczów szepnął w drodze do Beniowskiego:
— Czy nie lepiej jednak trzymać się starego planu i pomaszerować ku reducie nad morzem!?
— Na to zawsze będzie czas!... — odparł równie cicho Beniowski. — Spróbujemy przed-