Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/269

Ta strona została przepisana.
—   261   —

— Kto tu?... Co znaczą strzały?... Ach, Beniowski, więc przyszedłeś?...
— Poddaj się, Iwanie Piotrowiczu!... Opór daremny!... Twierdza wzięta, w naszej jesteś mocy!...
Niłow patrzał nań długą chwilę, jakby nie rozumiał. Dopiero gdy Beniowski krok ku niemu postąpił, wyprężył się stary, twarz mu się krwią nalała i krzyknął:
— Zdrajco!... Wprzód mi zapłacisz!
Wypalił jednocześnie w pierś napastnika; zachwiał się Beniowski, lewe ramię opadło mu bezwładnie, lecz nim dym się rozsiał, już rzucił się ku Niłowowi, błagając go rozpaczliwie:
— Poddaj się, poddaj!... Oddaj broń i uchodź do dziecinnego pokoju... Za chwilę będą tu moi żołnierze!... Słyszysz!
Istotnie do drzwi w korytarzu coraz gwałtowniej dobijał się wystraszony strzałem Panow...
Ale Niłow ani myślał się poddawać, wywijał pustym pistoletem i cofał się, klnąc brzydko.
— Komuż to ja mam się poddać, podły niewolniku?... Tobie?... Ja, Naczelnik Kraju, zastępca Jej Cesarskiej Mości! Kawaler orderów! Nie twoje doczekanie, podły psie!... Hej, do mnie, żołnierze!... Raczej ty sam zginiesz przedtem, plugawy Polaku! Niedoczekanie twoje, żebym ja, kapitan Niłow, weteran z pod Oczakowa, poddał się...
Skoczył do stołu i szukał na nim nowego ła-