nisz z niej najzajadlejszych swych wrogów... — wybuchnął Kuzniecow.
— Co czynić, co czynić? — szeptał Beniowski, chodząc po pokoju w rozterce.
Towarzysze po raz pierwszy widzieli go w takim stanie.
— Możnaby tak urządzić, żeby ci dał ślub nasz spiskowy pop; onby wtedy i w księgi kościelne i w sam obrzęd mógł wstawić takie nieformalności, że małżeństwo byłoby nieważne — radził Baturin.
— Nie!... Nie mogę... Jej jednej tak okłamywać nie mogę... nie mogę...
— Cóż więc uczynisz? — spytał cicho Chruszczow.
— Nie wiem, myślę, że najlepiej zwłóczyć... Zostało do wiosny jakieś trzy miesiące... Dwa albo nawet trzy tygodnie zajmie nam podróż z naczelnikiem... Z tego więc też względu musi ta wyprawa jak najrychlej dojść do skutku... Następnie drugie trzy tygodnie albo miesiąc zabierze wyszukanie miejsca i rozplanowanie naszej osady... Potem trzeba będzie budować domy — nie mogę przecie małżonki z tak szlachetnej rodziny wprowadzić do byle budy... Będę czepiał się najrozmaitszych pozorów... Nie przyjdzie mi to łatwo, gdyż w każdym razie będzie to fałsz, a nie uwierzycie, jak mi jest ciężko... gdyż taka ufna jest... ona!...
Urwał i z pewnem zmieszaniem spojrzał na uśmiechającego się Baturina.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/28
Ta strona została przepisana.
— 20 —