w niedoli, z jakiej los szczęśliwy mię tylko co, dzięki wam, wywiódł...
— To się da zmienić, to się zmieni! Skoro będziesz naczelnikiem policji, będziesz przez to najbliższym ich opiekunem. Zresztą cóż robić!... Musisz się przyzwyczaić, żeś przestał być już ich towarzyszem. Mam nadzieję, że zamieszkasz u nas, gdzie kazałam już pokoje wyporządzić! Ufam, że nie odmówisz temu żądaniu, a tem samem łatwiej ci przyjdzie w interesach publicznych pomagać Iwanowi Piotrowiczowi...
Kłaniał się Beniowski, dziękował, pulchne ręce pani naczelnikowej całował, niecierpliwą Nastazję upewniał, że niczego tak nie pragnie, jak być wciąż blisko niej, ale...
— Niech panie zrozumieją, że byłoby zbyt już bolesną, zbyt nieludzką z mej strony rzeczą, gdybym tych przyjaciół wiernych i oddanych mi, tak natychmiast po otrzymanem szczęściu porzucił... Mam tam w dodatku uczni, szkołę, którą obowiązałem się prowadzić... Potrzeba czasu, aby to wszystko urządzić, aby nauczyciele włożyli się w swe obowiązki!... Jesteśmy młodzi, życie nas czeka jeszcze długie, Nastazjo, nieprawda? Nie należy być skąpym, nieużytym i bezwzględnym w chwili szczęścia dla pokrzywdzonych przez los, nieprawda!?... — dowodził szeroko i wymownie.
Nastazja miała w oczach łzy rozrzewnienia, ale pani Niłowowa wzruszyła niecierpliwie ramionami.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/36
Ta strona została przepisana.
— 28 —