Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/56

Ta strona została przepisana.
—   48   —

taić... — przerwał głucho Panow — że Stiepanow według mnie nie godzien jest dopuszczenia do tajemnic związkowych i że uczyniłem moją propozycję głównie w zamiarze usunięcia go z Rady!
Zaległa cisza głęboka.
— Co?... Co powiedział?
— Ładna rzecz!... Przecież to jego krewniak!...
— Niech gada zaraz, o co chodzi!...
— Prostych ludzi to śmiercią karzą, a takiego!... Ho, ho!
— Co on zrobił!... Zaraz gadaj!...
— Nie ujdzie żywy!... Tu o zgubę naszą chodzi!...
Wrzawa wzmagała się. Wtem Beniowski znowu głos zabrał.
— Trudno zmuszać Panowa, aby na siostrzeńca swego powiedział więcej nad to, co powiedział. Zupełnie to wystarcza. Zapewne, że Stiepanow po proteście swego krewniaka już do Rady nie może być przyjęty, lecz nie widzę dlaczegobyśmy mieli dalej go ścigać, skoro nic jeszcze występnego nie uczynił, prócz może wypowiedzenia nierozważnie jakich słów lub gróźb! Wystarczy nam, gdy obieca większą na przyszłość wstrzemięźliwość oraz posłuszeństwo, a zaś Panowowi, z którym mieszka, poruczymy pilny nad nim nadzór... Czy zgadzacie się na to?
— Tak będzie najlepiej!... — przywtórzył mu Chruszczow.